Pan Pepek był chory...
Na jesieni 2006 r. z Pepkiem zaczęło się dziać coś dziwnego.
Miał wtedy 1,5 roku, był pełnym energii młodym kotem. Okulał na jedną
łapkę. Pojechaliśmy do lecznicy, znaleziono jakąś rankę po ugryzieniu,
dostał antybiotyk i lek przeciwzapalny. Tylko zamiast poprawy po kilku
dniach kot kulał już na dwie łapki. Taki stan i ogólne złe samopoczucie
utrzymywało się jakiś czas więc kolejna wizyta w lecznicy, kolejna dawka
antybiotyku. Tyle, że nie było poprawy, stan jego pogorszał się, źle
stawał na tylne łapki. Wysoka temperatura. Zrobiliśmy badania krwi i
były niedobre. Bardzo dużo leukocytów /3-krotnie przekroczona norma/,
za dużo erytrocytów, za wysoki poziom hemoglobiny, zły hematokryt.
Wyniki wskazywały na silny stan zapalny, ale czego - nie wiadomo. Dostał
kroplówkę, zmieniony został antybiotyk, bo tamten nie działał. Kolejny
krok to rtg stawów barkowych, klatki piersiowej i jamy brzusznej. Nic.
Fatalnie, bo błądzimy po omacku. A kocina była bardzo słaba. Położona w
jednym miejscu leżała, nawet nie zmieniała pozycji. Karmiliśmy go na
leżąco podstawiając żarełko pod pyszczek. Do kuwety był zanoszony...
Jako, że leki zupełnie nie działały, Pepek cały czas był słaby,
odczuwał silne bóle w obrębie kręgosłupa i stawów, a wszystkie dodatkowe
badania, które zalecił wet wyszły poprawnie doszliśmy wspólnie do
wniosku, że przypadek Pepka go przerósł i trzeba szukać pomocy gdzie
indziej. Trafiliśmy do dużej lecznicy warszawskiej, ale pomimo wizyty u
bardzo dobrego weterynarza dalej nie wiadomo jaka była przyczyna
Pepkowego stanu. Znów gorączka, bolesność kości lub mięśni, zły ogólny
stan. Wykluczył jednak kilka chorób - nic odkleszczowego, nie trutka i
coś tam jeszcze. Była konsultacja ortopedyczna - ortopeda też nie
stwierdził nic co by powodowało takie objawy. Więc tak - teraz nadal
leczenie objawowe - podana kroplówka, zmiana leków /na niesterydowe/,
odstawienie antybiotyku, który był całkowicie nieskuteczny. A że to
zdecydowanie trudny przypadek za kilka dni umówiona została konsultacja
specjalistyczna u profesora Lechowskiego /na szczęście zwolnił się
termin, bo ktoś zrezygnował/. I dostałam leki do podawania w tabletkach,
nie musiałam go codziennie wozić i mordować jazdą.
Po kilku dawkach leków kot odżył, żeby za jakiś czas znów podupaść
na zdrowiu. Dalej był mało aktywny, najczęściej polegiwał na łóżku.
Wizyta u profesora w zasadzie nie wniosła wiele nowego, została
wykluczona (testem) białaczka (uff), nie potwierdziło się podejrzenie o
bezwysiękowy FIP (uff, uff). Pan profesor utrzymał zalecenie
podawania leku, ale zwiększył dawkę i wydłużył podawanie. No i od tego
momentu powoli zaczęło iść ku dobremu. Bardzo powoli. Wynoszony do
ogrodu zalegał pod krzakami i zbierał siły.
Kuracja trwała kilka tygodni. Były dwa nawroty, ale wtedy wiedziałam (wg zaleceń telefonicznych profesora) co podać.
Do tej pory nie wiadomo co Pepkowi było. Twierdzę, że ta wiedza nie jest mi niezbędna. Ważne, że kot jest zdrowy.
I znowu mamy rodzinną powsiłapę. Zdrową i chodzącą swoimi drogami.
Komentarze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz