Właściwie o Gałce powinnam napisać wcześniej, bo od niej zaczęło się moje ślepinkowe przeznaczenie. Po raz pierwszy usłyszałam o niej kiedy jechałyśmy z Jopop do hurtowni zoologicznej. Otóż w lecznicy jest kotka zabrana z Pragi, z gnijącym okiem, ważąca niespełna kilogram. Jeśli da się kotkę podleczyć i podtuczyć wtedy będzie rozważana operacja usunięcia gałki ocznej. Tę wiadomość przyjęłam do wiadomości - nie wiedziałam jaki ta kotka wywrze na mnie wpływ. Ale od początku.
Na miau pojawił się wątek o milutkiej kotce po operacji oka. Po 9 latach cierpień z gnijącym okiem wreszcie dochodziła do siebie, rana goiła się ładnie i w tamtym momencie jedyne czego było jej brak to jakiegoś spokojnego miejsca, gdzie mogłaby szczęśliwie żyć. Siedziała w maleńkiej klatce.
Aż któregoś dnia pojawił się w wątku taki wpis Jopop (przytaczam w całości, bo możliwe, że przeczytają to osoby, które miałyby możliwość wzięcia kota na tymczas na czas rehabilitacji i szukania domu, a boją się to zrobić):
A może TY masz ochotę pomóc Białej, ale wydaje Ci się, że nie możesz, bo nie masz dla niej warunków?
Nie masz w domu ŻADNEGO, nawet dowolnie małego pomieszczenia, w którym można by zamknąć jedną spokojną starszą kotkę i po prostu przychodzić do niej co jakiś czas na głaskanie i pieszczoty?
Myślisz: 'no mam pomieszczenie, ale jest za małe, nie będzie miała gdzie pochodzić, gdzie się wygodnie ułożyć'
Teraz ona siedzi w małej klatce, takiej w której połowę zajmuje kuweta. Naprawdę sądzisz, że u Ciebie będzie mieć gorzej?
Myślisz 'no ale ona potrzebuje towarzystwa, a ja pracuję całymi dniami'.
Nie znajdziesz dla niej 5 minut rano i kwadransa wieczorem? To byłoby i tak znacznie więcej niż ma teraz...
Myślisz 'ale ona będzie droga w utrzymaniu, bo jak jest taka po przejściach to trzeba ją specjalnie żywić'
Teraz je głównie suchego Kitekata (dostałam w darze, nie wyrzucę). Jeśli możesz jej zapewnić choćby dowolne suche - będzie już super. Mokre, puszka - będzie po prostu rarytasem.
Myślisz 'ale ślepy kot jest kłopotliwy, co z kuwetą?'
Biała korzysta 100% z kuwety, jest też mało ruchliwa i spokojna, nie ma zwyczaju szaleć. Po prostu spokojnie leży sobie w kąciku i czeka na miłość.
Myślisz 'ale jak ją wezmę to wrobię się w kłopot, bo kto weźmie starą jednooką kotkę'.
Wiesz ile starych, dzikich, chorych kotów znalazło dzięki pomocy forum domy? owszem, to może potrwać. Ale akurat Biała jest kotem tak mało zauważalnym w domu, że naprawdę nie sprawi Ci kłopotu swoją obecnością...
MOŻESZ JEJ POMÓC. POROZMAWIAJ PROSZĘ Z WŁASNYM SUMIENIEM.
Nie masz w domu ŻADNEGO, nawet dowolnie małego pomieszczenia, w którym można by zamknąć jedną spokojną starszą kotkę i po prostu przychodzić do niej co jakiś czas na głaskanie i pieszczoty?
Myślisz: 'no mam pomieszczenie, ale jest za małe, nie będzie miała gdzie pochodzić, gdzie się wygodnie ułożyć'
Teraz ona siedzi w małej klatce, takiej w której połowę zajmuje kuweta. Naprawdę sądzisz, że u Ciebie będzie mieć gorzej?
Myślisz 'no ale ona potrzebuje towarzystwa, a ja pracuję całymi dniami'.
Nie znajdziesz dla niej 5 minut rano i kwadransa wieczorem? To byłoby i tak znacznie więcej niż ma teraz...
Myślisz 'ale ona będzie droga w utrzymaniu, bo jak jest taka po przejściach to trzeba ją specjalnie żywić'
Teraz je głównie suchego Kitekata (dostałam w darze, nie wyrzucę). Jeśli możesz jej zapewnić choćby dowolne suche - będzie już super. Mokre, puszka - będzie po prostu rarytasem.
Myślisz 'ale ślepy kot jest kłopotliwy, co z kuwetą?'
Biała korzysta 100% z kuwety, jest też mało ruchliwa i spokojna, nie ma zwyczaju szaleć. Po prostu spokojnie leży sobie w kąciku i czeka na miłość.
Myślisz 'ale jak ją wezmę to wrobię się w kłopot, bo kto weźmie starą jednooką kotkę'.
Wiesz ile starych, dzikich, chorych kotów znalazło dzięki pomocy forum domy? owszem, to może potrwać. Ale akurat Biała jest kotem tak mało zauważalnym w domu, że naprawdę nie sprawi Ci kłopotu swoją obecnością...
MOŻESZ JEJ POMÓC. POROZMAWIAJ PROSZĘ Z WŁASNYM SUMIENIEM.
Na co po kilku godzinach namysłu napisałam:
"Pozastanawiałam się
Porozmawiałam ze swoim sumieniem jak przykazała nam Jopop...
i Gałka siedzi u mnie w technicznym"
i Gałka siedzi u mnie w technicznym"
Oczywiście na początku był to tymczas. Szczególnie,
że kot (poza wszystkim innym) z upośledzonym wzrokiem nie może być
kotem wychodzącym. A u mnie wiadomo - w okresie letnim dom otwarty ze
wszystkich stron. Wtedy zresztą o tym wszystkim za wcześnie było myśleć.
Kot po przejściach. Trzeciego dnia (po dwóch spokojnych) mało zawału serca nie dostałam, długo nie mogłam dojść do siebie. Jak
z zamkniętego pomieszczenia o pow. mniejszej niż 3 mkw. z jednym
fotelem, jedną kocią budką, otworem wentylacyjnym przez który NIE
przeszedłby łebek kota i jednym też bardzo niewielkim otworem w płycie
k-g, 2 piecami: gazowym i elektrycznym może przez noc zniknąć malutka
kotka z jednym okiem ?????
Może, chociaż nie do końca. Wyrzuciłam kocyki z kociej budki /poprzedniego dnia się w nie zagrzebywała/ - pusto. Wyniosłam wszystko co było do wyniesienia. Zajrzałam w otwory o których wyżej, oczami wyobraźni widziałam jak rozcinamy płyty kartonowo-gipsowe i wyciągamy zaklinowaną koteczkę...
Mąż nie miał pomysłu, zawołałam syna i... syn znalazł. Ukryła się w piecyku gazowym (na szczęście był czerwiec i piec nie był używany). Co się stało - nie wiem. Dlaczego tak się spłoszyła? Okropne trudności miałam z wyciągnięciem jej z pieca. Tam nie było miejsca na pół malutkiego kota!!! No ale udało się... Tyle, że do pieca uciekała jeszcze dwukrotnie. Czemu? No, ale wtedy w głowie miała lata strachu i bólu, więc nie należało się dziwić.
Może, chociaż nie do końca. Wyrzuciłam kocyki z kociej budki /poprzedniego dnia się w nie zagrzebywała/ - pusto. Wyniosłam wszystko co było do wyniesienia. Zajrzałam w otwory o których wyżej, oczami wyobraźni widziałam jak rozcinamy płyty kartonowo-gipsowe i wyciągamy zaklinowaną koteczkę...
Mąż nie miał pomysłu, zawołałam syna i... syn znalazł. Ukryła się w piecyku gazowym (na szczęście był czerwiec i piec nie był używany). Co się stało - nie wiem. Dlaczego tak się spłoszyła? Okropne trudności miałam z wyciągnięciem jej z pieca. Tam nie było miejsca na pół malutkiego kota!!! No ale udało się... Tyle, że do pieca uciekała jeszcze dwukrotnie. Czemu? No, ale wtedy w głowie miała lata strachu i bólu, więc nie należało się dziwić.
Jej trzeba było czasu i ten czas dostała. Spokój,
pełną miseczkę, kuwetkę tylko dla niej samej i nasze ręce chętne do
głaskania. Spała nawet na naszych kolanach czego już nie robi ku mojemu
wielkiemu rozczarowaniu. Teraz w nocy sypia mi na głowie, a w dzień na
kanapie przytulona do człowieka, ale na kolana wziąć jej nie można.
Po kilkunastu dniach Gałeczka zdecydowanie wyluzowała się, zaczęła jeść i raptem okazało się, że Gałka jest kobietą! Do tej pory była tak słaba, że nie miewała rujek. A tu masz! Dostała 3 tabletki provery i kiedy było już można poszła pod nóż. Sterylkę robił dr Maciek zwany przez nas Nadwornym, nic dziwnego, że szew po zabiegu wyglądał tak
A tak wybudzała się z narkozy
Szukałam jej domu. Dom miał być rzecz jasna niewychodzący i bez zwierząt, bo z taką etykietką
do mnie trafiła. Szukałam, rozmawiałam z potencjalnymi domami, ale nic
nie było na tyle dobre by oddać naszą kocinę. Podjęliśmy więc wspólną
decyzję - tyle w życiu przeszła, niech ma u nas dom na zawsze.
Szczególnie, że okazała się bardzo niekłopotliwą i mądrą koteczką.
Znała swoje ograniczenia, wychodziła nie dalej niż na schodek ganku lub
tarasu.
Żyjemy sobie spokojnie i radośnie od 4,5 lat. Ale,
ale... Nigdy nie dowiemy się co się stało i dlaczego. Byliśmy w ub. roku
w sierpniu na urlopie. Koty zostały tak jak od jakiegoś czasu pod
opieką sąsiadki. Urlop się prawie kończył kiedy przy kolejnym moim
telefonie dowiedziałam się, że Gałeczka zniknęła. Nie bardzo chciałam
wierzyć, nie docierała do mnie taka możliwość, prosiłam żeby sprawdzić w
pościeli, po kątach, w garderobie itd. Niestety kotka wyparowała.
Niewiele myśląc w samochód i do domu. Nie dowierzając sąsiadce
przetrzepałam cały dom zanim dotarła do mnie informacja, że Gałki
rzeczywiście nie ma. Kolejne godziny spędziłam na pisaniu i drukowaniu
ogłoszeń. Po rozlepieniu ulotek wszędzie gdzie się dało (przystanki,
sklepy, tablice informacyjne, lecznice), po wrzuceniu informacji o
zaginięciu Gałeczki do skrzynek sąsiadów na osiedlu wróciłam do rodziny,
bo musiałam. Niestety odzewu nie było. Tylko jedna osoba widziała kotkę
oddalającą się od naszego domu, "kiciała" na kotkę, ale ta popatrzyła
chwilę i poszła dalej. Po powrocie dalej szukaliśmy koteczki, ale teren
ogromny, osiedle w otulinie lasów chojnowskich. Traciliśmy powoli
nadzieję... Po 18 dniach telefon. Zadzwonił robotnik wykonujący jakieś
prace na posesji w zupełnie odwrotnej części osiedla, na samym jego
skraju, że widział poprzedniego dnia ślepą kotkę. Że dopiero zauważył
ogłoszenie przy sklepie. Mąż na rower, ja buty na nogi i prawie biegiem.
Mąż pojechał od strony lasu, ja zbliżając się do nru posesji odebrałam
telefon, że kotka JEST! Schowana w szopie z gratami i bardzo dobrze, bo
na otwartej przestrzeni nie byłoby szans na złapanie jej. Nie reagowała
na głos, schowała się pod paletę w glazurą (w pierwszej chwili
niewiarygodne wydało mi się, że ona w ogóle może tam się zmieścić). A
jednak. Wyciągnęłam, powoli zapakowaliśmy do torby i jak największy
skarb zaniosłam do domu. Umieściliśmy w naszej sypialni, tam gdzie
spędzała większość czasu, dostała jedzenie, picie i kuwetę, na początku
była strasznie zdezorientowana. Musiała ochłonąć. Już była bezpieczna.
Po kilku dniach zgodnie z obietnicą panowie dostali od Gałeczki
podziękowanie choć bardzo się wzbraniali. Wersji zaginięcia Gałki
rozważaliśmy kilka. Że np. wyszła na taras i pogonił ją jakiś obcy
szwendający się kot, ale wtedy nie pokonałaby co najmniej kilku
ogrodzeń, zostałaby w ogrodzie. I najbardziej prawdopodobna, że poszła nas szukać. Zostawiliśmy ją na tak długo...
Ważne, że jest cała, zdrowa i szczęśliwa. I my też.
I
na koniec konkluzja - Gałka to kot ok. 13-14 letni, więc dość wiekowy,
jednego oka nie ma, na drugie jeżeli widzi cokolwiek to jedynie
światło. Do tego wszystkiego nie ma zębów. I taki kot dał radę. Chcę
przez to powiedzieć, że jeśli kot się zagubi to o ile nie przydarzy się
nic tragicznego (samochód, zły człowiek, pies) to powinien sobie
poradzić. Tak jak Gałeczka. Nasza dzielna ślepinka!
Komentarze
-
niutaki 2013/02/04 12:53:45
Ta historia wyciska lzy z oczu, kochana, sliczna Galeczka - jak dobrze ze ma Ciebie Barbo:*
-
elzbieta.24 2013/02/04 18:23:55
Gdyby nie zdjęcia nigdy nie uwierzyłabym że kot może wejść do piecyka gazowego,który dobrze wiem jak wygląda od środka.Gałeczka jest niesamowitym kotem.
-
barba50 2013/02/04 20:28:18
Elu myśmy też nie wierzyli. Do głowy by mi nie przyszło, że tam mogła się schować.Tyle, że było to OSTANIE miejsce gdzie trzeba było szukać. No i ten piec trochę większy niż taki zwykły łazienkowy, ogrzewa cały dom. Tak czy inaczej było to niepojęte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz