czwartek, 28 marca 2013

Na dobry początek...


Dojrzałam do założenia bloga. Nie potrafię tego zrobić dobrze, ale człowiek podobno uczy się całe życie. Ważne, żeby pisanie sprawiało mi radość. Blog założyłam na blox.pl w styczniu, ale tam jest problem z publikacją wpisów, zobaczymy, może tutaj będzie lepiej.
 
Pierwsza pojawiła się w naszym domu Ksika. Była jesień 2002 r.  Syn podniósł z lewego pasa szosy gdańskiej „coś” co samochody omijały, on zatrzymał się przeniósł na pobocze, ale małe „coś” zaczęło z powrotem pełznąć na jezdnię. Wrzucił więc do auta i pojechał na weekend do znajomych. W niedzielę przywiózł toto do domu. Dom całkiem bez zwierząt, nie znający życia z kotem. Mąż ze złymi wspomnieniami z dzieciństwa z kotami, a to małe na dobrą sprawę nie potrafiło jeszcze samo jeść. Jakiś czas trwało zanim zdecydowaliśmy, że to jest NASZ kot. Wyglądało toto tak:





Przez dwa i pół roku żyliśmy kochając i ucząc się kota, a kot odwzajemniał nasze uczucia na swoich zasadach. Była cały czas dzikowata. Nawet przyjście dwóch malutkich burasiątek nie zmieniło jej zachowania. Przegapiła moment kiedy bure dorosły, została przez nie zdominowana (właściwie przez Lolkę, bo Pepek jest kotem chodzącym swoimi drogami, mającym wszystkich w nosie). Została boidoopką. Żartuję, że nawet przestraszyłaby się swojego odbicia w lustrze. Wyrosła na piękną koteczkę. Następne były koty bure czyli Lolka i Pepek.




Pojawiły się w domu za sprawą spisku moich dzieciaków jako 6 tyg. maleństwa (wtedy oczywiście nie wiedziałam, że kocięta są zdecydowanie za małe na odłączenie od matki). Wyrosły na piękne osobniki (Pepek w wieku 1,5 roku bardzo ciężko chorował, do tej pory nie wiadomo na co, diagnozy nie postawił nawet prof. Lechowski, ale udało mu się ustawić leki, które przyniosły poprawę i w efekcie wyzdrowienie). Ale trafiły się kolejne futra co to nie łakną bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, poocierają się o nogi, dadzą łebek do wygłaskania i wystarczy. (bure mają 7 i pół roku)

A ja mając trzy koty w domu marzyłam o nakolankowym, chociaż jednym kocie. 


Dopiero Gucio. Gucio przyszedł do nas w marcu 2007 r. i postanowił z nami zamieszkać. Był poraniony, chudy jak przecinek z wielką kocurzą głową i oczami pełnymi uczucia. Takiej przyjaźni się nie odrzuca. 



(wiek Gucia nie jest znany - młody nie jest, może mieć 10 jak i 13 lat) Gucio dzielnie walczy od półtora roku z FIVem.

W międzyczasie pojawiły się kolejne tymczasy - miot zaduszkowych kociąt, wzięty z Boliłapki Rudy dla którego rzuciłam palenie i inne. Dla wszystkich szczęśliwie znajdowały się dobre domy.


Kolejnym tymczasem była Gałka (po sławetnym porozmawianiu ze swoim sumieniem). 





Gałeczka to prawie nie widząca jednooczka, zabiedzona do granic możliwości (9 letnia ważyła w momencie zabrania jej od baby z Pragi niewiele ponad kilogram). Przeżyła operację, u mnie miała czekać na nowy dom. Stało się inaczej – pokochaliśmy tę ślepinkę tak mało uciążliwą, a tak potrafiącą odpowiedzieć na nasze zainteresowanie. Mogła u nas zostać jedynie dlatego, że to mądra kocina, zdająca sobie sprawę z własnych ograniczeń – mieszkamy w domu z dużym ogrodem i jasnym jest, że na kota niewidzącego na dworze czyha wiele niebezpieczeństw, czasami trudnych do przewidzenia. Gałcia zdecydowała sama – po prostu nie wychodzi dalej niż na próg bądź schodek na tarasie. Dnie spędza na naszym łóżku, czasami wygrzewa się w plamie słońca na dywanie. To bardzo nie absorbujący koteczek. (podobno ma 13 lat). O jej poszukiwaniach Dużych, którzy na 3 tygodnie gdzieś zniknęli napiszę kiedy indziej. Ważne, że jest.

W lutym 2009 roku telefon od męża. Syn kolegi z pracy podniósł z ulicy potrąconego kota, zawiózł do lecznicy, kot jest już po operacji (zdrutowanie złamanej żuchwy, zeszycie powieki jednego oka), ale kota trzeba odebrać, lecznica nie ma szpitalika, u nich nie ma warunków na przetrzymanie kota. I tak trafił do nas Zawada.




Wiele razem przeszliśmy, miał go przygarnąć jego wybawiciel po wyleczeniu, ale stało się inaczej. Ten kot nie ma wad. Drugi (po Guciu) kot nakolankowy, grzeczny, miły, spokojny, kochany i kochający. Teraz nawet gdyby Piotr go chciał to bym go nie oddała.
(wiek Zawady również nie jest znany - jest dość młodym kotem 5-6 letnim)


 
W maju ub. roku pojawiła się któregoś dnia młoda białobura koteczka, która albo sama przywędrowała lub ktoś ją podrzucił w kociolubne miejsce.




Po odchuchaniu, wysterylizowaniu szukaliśmy jej domu, ale.... nie było chętnych, a ona była tak przymilna i zdeterminowana, że została. Otrzymała imię Hesia. I tak zrobiła się siódemka.

Jako, że blog jest przenoszony z innego adresu pozwalam sobie skopiować miłe komentarze, tak by nie zginęły.

Komentarze:

  • elzbieta.24 2013/01/22 14:40:08

    Dobrze że są tacy ludzie jak Ty i Twoja rodzina,to przywraca wiarę w ludzi.
  • wadera3 2013/01/22 17:08:15

    No proszę, idziesz do przodu jak burza:)
  • niutaki 2013/01/22 18:33:51

    hej hej, bede czytac:)
  • niutaki 2013/01/22 18:34:41

    hej hej, bede czytac:)
  • karple 2013/01/22 18:59:06

    Cudowne historie i cudowna rodzinka, która wszystkie bidy pokochała!!!
  • olinka20 2013/01/22 21:46:50

    Wspaniałe te twoje koty i te wasze serca!
  • kkjp 2013/01/26 17:07:30

    Barbo wiesz że brakuje jeszcze Rudalona i małego Rudzielca :) Przecież one też już Twoje
  • elzet58 2013/01/29 20:20:18

    Pani Barbaro, szacun.
  • barba50 2013/01/30 19:40:37

    Dzięki Elzet, ale ja przecież nic takiego... Po prostu koty są dla mnie ważne jak to sama napisałam w tytule forum.
  • livia1111 2013/02/25 13:44:21

    Jako kociara całym sercem i wierna czytelniczka forum "Koty-nasz mały koci zakątek" będę również z wielką przyjemnością wierną czytelniczką tego bloga :-)
    Pozdrawiam autorkę, głaski dla wszystkich futrzastych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz