Florcia/Maszeńka. I do niej uśmiechnął się los
Maruś pojechał, a że życie nie lubi pustki kolejną biedą,
która wymagała natychmiastowej opieki okazała się dymna pręguska. Jedno
oko było już usunięte, drugie niewidzące. Mieszkała w pomieszczeniu z
innymi kotami, przy ładnej pogodzie wychodziła na wybieg. Chociaż wpierw
musiała doleczyć koci katar.
Kotka była bardzo łagodna i miła. A tak w ogóle to byłam w szoku
jak ona sobie radziła. Po schodkach chodziła wypróbowaną metodą -
sprawdzała jedną łapką jak wysoko jest do następnego stopnia i dopiero
wtedy przenosiła cały ciężar ciała na dół. Często przemieszczała się
chodząc wzdłuż ścian ocierając się o ściany grzbiecikiem. Szło jej to
bardzo zgrabnie. A jak nosiła ogon widać, prawda ?
A jak już była bardzo zmęczona to szła spać. Np. tak:
Albo na drugim boczku ;)
Oczywiście cały czas prowadzony był wątek na forum miau, z
opowiastkami i zdjęciami w poszukiwaniu domu. No i domek się znalazł.
Bardzo szybko. Tak napisała Duża od Florci, która u Dużej została
Maszeńką:
"I od razu pomyślałam, że to przecież jest moja wymarzona Maszeńka.
Myślałam o niej, nawet już tęskniłam, ale jest zawsze tyle strasznie
poważnych i rozsądnych "ALE...".
Wieczorem wychodziłam od
przyjaciół, w ciemnościach zza autobusu skręcającego na skrzyżowaniu,
jak spod ziemi wyjechał samochód. Głośno hamował, zatrzymał się kiedy
zderzak dotykał już mojej nogi. Byłam na pasach, światło było zielone,
nic mi się nie stało, ale już te "ale" się nie liczyły.
Napisałam, że chcę wziąć koteczkę. Jak najszybciej."
Na koniec weekendu, w listopadową niedzielę Maszeńka pojechała do
siebie. W niedalekiej przyszłości przeszła jeszcze usunięcie polipa z
ucha, było trochę innych problemów ze zdrowiem, ale to jest nic w
porównaniu z faktem, że nie mieszka już w Azylu.
Komentarze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz