czwartek, 28 marca 2013

Moja specjalizacja czyli ślepaczki

Dlaczego pomagam ślepinkom? Bo każdy kot powinien mieć swój dom, ale dla kotów niewidomych to jedyna szansa na przeżycie. Kiedy się mieszka w gromadzie kotów w Azylu to dorosły niewidomy kot przebywając w jednym pomieszczeniu z kilkunastoma /lub więcej/ kotami nie zawsze dopcha się do jedzenia, wciśnięty w kącik będzie bał się poruszyć. Często kończy się to przedwczesną śmiercią po prostu z głodu i stresu. Dlatego jeśli nie mogę pomóc wszystkim potrzebującym chciałam pomóc akurat takim.


A zaczęło się przez przypadek. Któregoś dnia /była jakoś połowa września 2008 r./ zauważyłam w klatce pod oknem dwa małe bure kociątka, które wspaniale się razem bawiły, przy okazji mało klatki nie rozwalając. Po chwili zmęczone odpoczywały i wtedy wyglądały tak 



Podeszłam bliżej do klatki i zobaczyłam, że jeden z kociaków nie ma oczu. Zamiast oczu ma dwa otworki.




Dowiedziałam się, że kotek został znaleziony w silniku samochodu na Żoliborzu, przeżył jako jedyny z miotu, reszta ciałek leżała wokół auta. Przeżył. Był zdrowy, na swój sposób radosny, baraszkował z kumplem w klatce. Ale zastanawiałam się jakie życie go czeka??? W Azylu dostanie jeść, będzie miał opiekę weterynaryjną, ale jak odnajdzie się w takiej gromadzie zwierzaczków? Potrzebny był dom, specjalny dom, mający świadomość na wstępie co go czeka w opiece nad kociakiem niewidzącym. Jego oczy oglądał oczywiście weterynarz /nie okulista/ i twierdził, że na tym etapie nic nie należy robić, otworki /bo nie oczy/ są suche, nie ma w nich ropy. O ew. operacji można będzie myśleć jak kociak podrośnie. Ale coś z tym ślepaczkiem trzeba było zrobić. Był taki pełen życia. Jeździłam do niego (i innych kotów) często. Dostał imię. Ale niech sam powie:


Nazywam się Marek, Maruś, Mareczek. Ładnie, nie ? Tylko trochę mi smutno, bo mój kumpel z klatki ma już swoich dużych i od wczoraj jest w nowym domku. Ja mu nie żałuję, cieszę się, że mu się tak wspaniale poszczęściło, tylko trochę zimno bez jego futerka i pusto bez niego. A duża też dopiero we czwartek do mnie przyjdzie. No i tutaj nie tylko moje futerko głaszcze.  Nas tutaj jest bardzo, bardzo dużo. I mówi, że musi obdzielać sprawiedliwie. Bo  każdemu kotkowi należy się własny domek  zdrowemu, choremu czy  takiemu ślepaczkowi Marusiowi jak ja.


W Marusiu zakochała się bez pamięci Flourish z miau i po miesiącu pobytu maluch pojechał do Wrocławia. Dołączył do Mikana i Nan. A wieści o nim były częste i bardzo budujące:


"Kilka słów o Mareczku. Maluszek ma się dobrze, ba, świetnie nawet! Co prawda nad zdrówkiem trzeba jeszcze trochę popracować, ale myślę, że niebawem będzie okazem kociego zdrowia. Malutka z niego kuleczka, ale przy obecnym apetycie powinien nam lada chwila wyrosnąć na okazałego kocura. Rozszalał się już na dobre w poznawaniu "swojej" części mieszkania, biega, skacze i wszędzie go pełno, a wszystko to robi z takim wyczuciem, że nikt by nie powiedział, że ten mały wariat nie widzi "


"Z poznawaniem nowego terenu też świetnie sobie radzi, muszę go tylko lekko hamować, kiedy się za bardzo "rozbawi" i fika koziołki w różnych kierunkach, czort zaczął już włazić na fotele i łóżko, jeszcze trochę i zastanę go na parapecie "


"Marek jest niesamowity.Taki...taki normalny. Głupio mi, chyba gdzieś tam głęboko we mnie tkwił obraz nieporadnej kociej bidy. A tymczasem Maruś radzi sobie świetnie, porusza się tak sprawnie, bawi się piłeczką.. Jest fantastyczny, nie mogę się od niego oderwać"


Ledwo Maruś pojechał na spotkanie ze szczęściem spotkałam następne ślepe kocię - Florcię. Nie znam jej historii - jedno oczko zaszyte, drugie pokryte grubą błoną, nawet nie wiem czy do uratowania, no i katar. Czy i jej się uda ??? Wierzę głęboko, że tak! 


Florcia dostała taki banerek, żeby znalazł ją ktoś i wziął na zawsze.


Co dalej i  kto ją pokochał w następnej notce.

Komentarze


  • andy3458 2013/01/29 19:51:25

    Barbo. Dochodzę do wniosku że jesteś chyba kocim aniołem. Tyle dobrego ile Ty robisz dla kotów, to jest rzadko spotykane. Żadnej potrzebującej kociej biedzie nie odmówisz pomocy. A już pomoc dla kotów chorych, czy kalekich, to jest coś szczególnie pięknego. Kot zdrowy chociaż bezdomny jakoś sobie poradzi - lepiej czy gorzej. Ale kiedy jest bezdomny i w dodatku chory, wtedy raczej ma niewielkie szanse na przeżycie. A Ty przygarniasz te chore bidulki i dajesz im opiekę oraz miłość. Wielki szacunek dla Ciebie.
  • barba50 2013/01/30 19:47:52

    A bo ze mną to tak dziwnie jest. Dla mnie kot, który nie wymaga opieki jest jakby poza zasięgiem moich zainteresowań. Może nie do końca, ale coś w tym jest. Taka jest sytuacja z burymi. Trochę ze względu na charaktery, ale i to że "wyszły" z gniazda rodzinnego (u znajomych dzieciaków kocica przyniosła niechcianą ciążę ;) )
    Co oczywiście nie znaczy, że kiedy zachorował Pepek nie robiłam wszystkiego żeby go uratować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz