piątek, 17 kwietnia 2015

Zawada - pożegnanie naszej kochanej czarnej bambaryłki

Nie ma już Zawady. Nic tego nie zapowiadało. W którymś momencie zauważyłam, że Zawadka leży na boku, z sinym językiem na wierzchu i z trudem łapie oddech. W samochód i do najbliższej lecznicy. Tam tlen, krew do badania, rtg klatki piersiowej, leki. Został w szpitaliku, a my drżeliśmy o jego życie. Po ustabilizowaniu oddychania i braku innych widocznych objawów wrócił do domu z zaleceniem dalszej diagnostyki, bo "coś widać za sercem", a nie wiadomo co to jest. Był słaby, nie jadł, ale taki atak nie powtórzył się. Po trzech dniach pojechaliśmy do Boliłapki do dra Maćka i Mieszka. Zostało zrobione usg, które nie pozostawiło żadnej nadziei - to "coś" to albo pęknięty guz, albo płyn, który zebrał się z innego powodu. Nie wnikaliśmy. Nie było na co czekać. Mógł udusić się w każdym momencie. Wróciliśmy do domu żeby pożegnać się, do lecznicy pojechaliśmy następnego dnia. Zawadka przeszedł za TM jak tylko on potrafił - cicho, spokojnie, tak żeby nikomu nie zrobić kłopotu. Taki był. Moja kochana czarna bambaryłka. Mam nadzieję, że tam gdzie trafił jest mu tak dobrze jak na tej fotografii - ciepło, słonecznie i zielono 



 Znalazło się dla niego miejsce w rogu ogrodu - między świerkiem a cisem. Ma blisko do nas, a my do niego.
Boli. Bardzo boli. Minął już prawie miesiąc, a ja wciąż przy takiej ilości futer nie mogę doliczyć się kotów. No cóż Zawada ma na zawsze swoje miejsce w naszym domu i naszych sercach.
Śmierć Zawady bardzo poruszyła cały Koci Zakątek. Dziękuję za wszystkie wpisy, słowa otuchy, wiersze. To najlepszy prezent jaki mogłam dostać.
Pożegnam Zawadę zdjęciami, bo co tu pisać. To był kot, który miał wielkie serce dla wszystkich, nie potrafił syknąć, machnąć łapą - to nie w jego stylu. Zgodny, spolegliwy - kochany.























Zdjęć dużo, ale wciąż mi się wydaje, że zasłużył na więcej....