czwartek, 28 marca 2013

Kolej na GUCIA

W marcu 2007 roku pojawił się na naszym podwórku Gucio. Olbrzymi łeb, zapadnięte boki, zmierzwiona sierść i duże rany pod okiem, za uchem i na łapie, ślipia jak szparki, uszy czarne. Oczywiście pełnoprawny mężczyzna, troszkę podsikujący... Dostał jeść, zdjęte zostały z niego kleszcze jak czołgi (był marzec!) i ... nie chciał odejść.



Skąd przyszedł, gdzie dotąd mieszkał już się nie dowiemy. A przy wszystkim był bardzo przyjazny. I to właściwie on podjął decyzję, że z nami zamieszka. Zajął stojącą na ganku budkę postawioną tam po to by jakieś spóźnione futro mogło doczekać we względnym zaciszu otwarcia drzwi.


Do tej pory rozczulają mnie zdjęcia na których widać jak śpi ufnie wierząc, że żadna krzywda go tutaj nie spotka.



Dość długo trwało zanim został wyleczony z kolejnych przypadłości. O tak: kolejnych - to jest trafne określenie. W czasach Gutka jeździliśmy do lecznicy w P. gdzie każda dolegliwość leczona była po kolei, a za każde otwarcie drzwi opiekun pacjenta był kasowany. Było (długie) leczenie ran, zrobił się ropień, który musiał być w narkozie usuwany, leczyliśmy zapalenie spojówek, świerzba... Na końcu była kastracja. Z usług tej lecznicy definitywnie zrezygnowaliśmy.

Jeszcze w czasach kiedy miał status kota dochodzącego bronił terenu, który uznał za swój. Zdarzały się potyczki z Agresorem, obcym kotem, który wcześniej często napadał na nasze koty. Po którejś z takich potyczek trawnik wyglądał jak pole bitwy, Gucio tego dnia nie przyszedł, obawialiśmy się o jego "całość", ale wrócił, wyszedł z opresji bez szwanku.


Od początku czuliśmy, że Gucio zostanie z nami na zawsze. Tak się też stało. Czwarty kot w stadzie, ale pierwszy, który nie szczędzi nam oznak swojego uczucia. Pierwszy, który sam wchodzi na kolana i jest wtedy szczęśliwy. Tak jak my.



Od prawie półtora roku wiemy, że Gucio ma FIV. I choć bywało źle dzielnie razem walczymy.

Wiemy, że jest to wyrok, ale staramy się odsunąć go w czasie jak tylko się da. Jest dobrze.





Komentarze

  • wiesia.and.company 2013/01/27 18:59:37

    Gucio to mój ulubieniec. Bo to i krówek, i imię od razu określające charakter kota poważnego, zrównoważonego, sporego, misiowatego i domowego. Takiego ciepłego.
    Bardzo dobrze wybrał sobie własny dom i ludzi. Dobrze ocenił i był konsekwentny w oswajaniu terenu i przede wszystkim wszystkich zamieszkałych kotów (i ludzi). To taki prawdziwy gospodarz. Doglądający, roztaczający opiekę, dostojny i do tego lubiący kolanka i pieszczotki. Kot cudowny, przyjaciel.
  • elzbieta.24 2013/01/28 12:51:18

    Żeby nie zdjęcia to nie uwierzyłabym że tak może wyglądać trawnik po bitwie kotów.Okropny widok.
  • olinka20 2013/01/29 21:22:56

    Ela, mam to samo wrazenie, brrrr.
    A Gucio taki poczciwy:)
  • babcia47 2013/02/26 15:50:17

    kocham Gucia odkąd przeczytałam jego historię na zakątku. Jest wcieleniem mojego "krówkowego" najlepszego przyjaciela Kubusia, najlepszego wśród rodu ludzkiego i zwierzecego..i do dziś, mimo, ze nie ma go ze mną od kilkunastu lat, nieodżałowanego..taki kot to wyjąrek i dzieki niemu świat jest fajniejszy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz