środa, 12 czerwca 2013

Wbrew temu co mogłoby się wydawać - ŻYJEMY

Koty mają się zupełnie nieźle, w przeciwieństwie do Pańci, ale to blog o nich, nie o mnie. W każdym razie też żyję na co wskazuje nowy wpis. Chyba, że posta zamieszcza mój duch, ew. któryś z kotów nauczył się pisać. 
Zrobiło się nareszcie zielono, choć pogoda do tej pory  bardzo kapryśna i zdecydowanie mokra. Kotom to nie przeszkadza, większość czasu spędzają na dworze. Pepek właściwie wyprowadził się z domu, wynalazł sobie drogę do zamkniętego garażu i tam śpi w nieużywanym już Ryśkowym wózku. A więc dzisiaj trochę zieleni, kotów, na koniec Plastek, który powziął decyzję.

Ksika preferuje opalanie od wewnątrz, bezpieczniej na parapecie


Lolka woli plener i zieloną trawkę



Pepka zdjęć nie ma. Bo Pepek wyprowadził się z domu, rzadko jest widywany, co nie znaczy, że sobie poszedł. Nie. Wspólnymi (kocimi) siłami udało im się zrobić szparę w podbitce dachu w garażu, przez co poniektóre (Pepek, Rudalon, Hesia, Lolka) mają nieograniczony dostęp do całego garażu co jak pisałam wyżej  regularnie wykorzystuje Pep. 

Gucio jak to Gucio jest w centrum wszystkiego co się w rodzinie dzieje, ułoży się tak, żeby mieć na wszystko oko



Heśka penetruje chaszcze, poluje, zwiedza, przybiega wrzucić coś na ruszt i leci - ot młodość...



   
Zawadul kochany jak nie przemierza ogrodu




 to musi być blisko mnie i wtedy mam trudności z korzystaniem z komputera

 .

Gałeczka nie straciła ciągu ogrodowego, ale chyba już wie, że nie jestem zadowolona z jej eskapad i jak ją wołam szybciorem biegnie do domu. Często podsypia na kanapie



No i doszliśmy do decyzji Plastka. Albo nie - można zadać pytanie: jak oswoić dzikuna. Poprawna odpowiedź: dobrze karmić, najlepiej mokrym, przemawiać miłym tonem i delikatnie próbować głaskać w trakcie jedzenia, po "drodze" pozbawić męskości - generalnie dbać i czekać. Na co? Na moment kiedy dzikun (tutaj Plastuś) sam podejmie decyzję, że nie chce być kotem dzikim, chce być oswojony.  Tak się właśnie stało parę dni temu czemu cały czas nie mogę się nadziwić. Wyglądało to właśnie tak, że był moment w którym sam się zdecydował, podszedł, żeby go głaskać, przestał się oddalać na bezpieczną odległość. Tyle, że to nie miało być całkiem tak - nie dążyłam do oswojenia, szanowałam jego lęk przed człowiekiem choć wiedziałam, że człowiek jest mu potrzebny (żeby napełniał michę). Oswojenie wygląda bardzo ... sympatycznie. 

Najpierw były różne kocie pozy tuż przy moich nogach















no i ręka ludzka głaszcze,  przestała być groźna



Wydaje mi się, że i Burek powoli przekonuje się do człowieka. Tyle, że ten ma gdzieś dom. No cóż chyba można przyjaźnić się z cudzym kotem. Czyż nie?

3 komentarze:

  1. Ucieszyłam się ogromnie nowym wpisem ,bardzo brakowało nowych wieści i fotek.Bardzo niepokojąco brzmi wzmianka o Twoim zdrowiu - masz być zdrowa bo jesteś potrzebna wielu ludziom i kotom.Już sama nie wiem czy cieszyć się z oswojenia Plastusia czy martwić.Tyle problemów było niedawno z Rudalonem a tu już kolejny chętny na stałego rezydenta.Barbo proszę dbaj o siebie i wygłaszcz w wolnej chwili wszystkie futrzaste śliczności.elzbieta24

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, z jaką przyjemnością pooglądałam zdjęcia i poczytałam. No i tak mi się nasuwa:
    Ksika - jasne, że woli być w odosobnieniu (zważywszy jej wycofanie) ale równocześnie z góry obserwuje życie domowe, fajnie - bo równocześnie uczestniczy ale się nie włącza. Pysio plaskaty, przyciśnięty do parapetu, żeby firanka nie przesłaniała widoków. A spryciula wcale nie ogląda widoków za oknem, tylko widoki domowe. No i ciepło tam.
    Lolka to chyba się usadowiła z widokiem na ryby i na przechodzących gospodarskim krokiem Zawadę i Gucia. No bo to są ekstra gospodarze, widać jak się przechadzają (może akurat Gucio powierzył tym razem dyżur Zawadzie, sam przejmie pałeczkę za chwilę), jak sprawdzają, czy wszystko w porządku. Jakie Zawada ma mocne łapy! Kocur pełną gębą!
    Hesię młodość pcha do aktywnego zwiedzania ogrodu, pacania łapą nowości, jest jak zachłanna widoków turystka, dotknąć, pomacać, poobcować, wchłonąć jak najwięcej widoków. :-)
    Gałeczka może już spenetrowała nowe rejony i stwierdziła, że jej nic nie niepokoi, zna, wie gdzie co, kto z kim chadza i dokąd, i teraz może zażywać spokoju. Oby nie martwiła swojej Pańci zbytnią samowolą ;-)
    A Plastek, oj na tym ostatnim zdjęciu patrzy Milusiem, znam takie bystre spojrzenie, oceniające, rozważające czy zaufać, czy pozwolić, dać się pochłonąć uczuciu... Znam takie pozy, to jest uwodzenie... trochę na odległość jeszcze, takie pokazywanie bardzo czułego miejsca - brzucha, bo w tej pozycji kot jest dosyć bezbronny (bo zanim uruchomi pozycję do ataku i łapy, to musi się przekręcić). Więc uwodzi, ale rzuca ostrożne spojrzenia, woli żeby człowiek jeszcze nie podchodził, że niby już już... ale się waha, bo jeszcze nie wie, czy może się całkowicie oddać. No ale to już chyba za Wami, jeśli już teraz domaga się głaskania, sam podchodzi, to znaczy że już wie, że może zaufać. Jest Wasz, jest Twój. Chociaż bardzo trzeba uważać, żeby nie urazić, tylko ugruntować uczucie :-)
    A Burek... po prostu lubi Was, bo to jak dobry znajomy, zaprzyjaźniony, raz jest, raz nie, ale pamięta i lubi. I to jest fajne przecież :-) Każdy lubi być doceniony :-)
    Duża buźka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesiu, jak pięknie opisałaś zachowanie Plastusia! Prawdziwa znawczyni kociej psychologii z Ciebie. Przyznaj się, one Ci mówią co robią i dlaczego?
    Plastek jest cudny. Jego spokojne spojrzenie na ostatnim zdjęciu chwyta mnie za serce.

    OdpowiedzUsuń